Bardzo, bardzo trudna rola, bez silnej psychiki praktycznie nie do zagrania. Téchiné nie ułatwia zadania swojej aktorce, nie oszczędza, każe grać perwersyjne sceny. I Binoche je gra. Brawa dla Juliette za odwagę.
Podejrzewam, że dzisiaj Binoche zważywszy na swoją pozycje nie zdecydowałaby się za nic na tę rolę. Film mi sie nie podobał.
Twoje myślenie jest nielogiczne. Sceny erotyczne nie mają tu nic do rzeczy. Téchiné jasno określił swoją bohaterkę: młoda dziewczyna i początkująca aktorka. Czy dziś Binoche jest młoda? Nie. Nie jest od bardzo dawna i z tego względu nie mogłaby wcielić się w taką postać. Chyba, że reżyser specjalnie dla niej zmieniłby scenariusz, ale wówczas, to byłaby już inna postać i zupełnie inny film.
W tę by nie mogła z pewnością, nie to miałam na myśli. Chodziło o to, czy obecnie jest zadowolona ze swoich pierwszych kroków i ujęć na styku wulgarności. Po prostu, czy się tego nie wstydzi. Można było te sceny zagrać subtelniej i estetyczniej. Rozumiem, że reżyser kazał, a początkująca aktorka nie miała nic do gadania, z drugiej strony w latach 80-tych aktorki jakoś chętniej się rozbierały.
Profesjonalny aktor wie, że to jest tylko rola, gra i udawanie, a nie rzeczywistość. Wątpię żeby dziś Juliette musiała wstydzić się za swój występ w tym filmie. Dokonała świadomego wyboru, bo przecież wszystko miała w scenariuszu, który niewątpliwie musiała przeczytać.
I jednak nie mogło być subtelniej, gdyż postać Quentina (brawurowo zagrana przez Wilsona) na to nie pozwalała. To właśnie jest ten rodzaj bohatera, co Brando w "Ostatnim tangu w Paryżu". Rozgoryczenie, ból, gniew - Quentin nie jest w stanie wyzbyć się tych uczuć. Gdyby w tym filmie sceny miały być łagodne, to po prostu nie pasowałyby do niespokojnych bohaterów tej opowieści.
"z drugiej strony w latach 80-tych aktorki jakoś chętniej się rozbierały"
Dziś też ochoczo zdejmują bieliznę, tylko niestety filmy gorsze.