Znając z filmów i lektur świat więzień w Ameryce Południowej, po tym filmie oczekiwałem raczej erupcji przemocy, wulgarności i prymitywizmu, a tymczasem mamy tam największe więzienie kontynentu widziane oczami więźniów, a raczej po prostu oczami ludzi, bo więzienny lekarz, któremu udało się pozyskać zaufanie osadzonych, widzi w nich po prostu normalnych ludzi, których drogi życiowe, czasem niefortunne wybory, czasem przypadek, a czasem jakby ślepy los, z różnych powodów zawiodły na drogę przestępstwa, a w końcu w mury tego więzieniu, gdzie próbują stawić czoła cieniom swojej przeszłości, warunkom oraz innym więźniom, a nawet znaleźć w tym niesprzyjającym środowisku trochę miłości. To tak jednym zdaniem.