Jestem świeżo po seansie i szczerze mówiąc, jestem zdumiona tak niską oceną filmu. Doskonałe, melancholijne kino nawiązujące klimatem do "Solaris" i "Ad astra". Rzecz oczywista, że to dramat psychologiczny, w którym bohater zmaga się z samym sobą i musi stawić czoła nie tyle kosmosowi, co konsekwencjom swoich życiowych poczynań. Pająk to metafora umysłu zmęczonego kosmonauty, który zaczyna prowadzić wewnętrzny monolog wywołany prawdopodobnie przez ciszę i dojmującą samotność. Cóż bowiem może być trudniejszego niż krytyczne spojrzenie na samego siebie i zobaczenie wszystkich popełnionych błędów? Główny bohater to człowiek tak zapatrzony w gwiazdy, że nie dostrzega skarbu, który odnalazł już na Ziemi - towarzysza, jednego na milion, który sprawia, że wędrówka przez życie nie jest już tak trudna i nawet cisza "pomiędzy" jest ciszą, której doświadczają wspólnie. Samotność i miłość nie są niczym odkrywczym i łatwo zarzucić tutaj reżyserowi wtórność, ale czy na to zasługuje? Gorąco polecam fanom kina kameralnego i które oceniam według własnych kryteriów jako trudne i przygnębiające, ale takie lubię.
Też jestem zdziwiony niską oceną. Dobre kameralne kino SF, chociaż przygnębiające i melancholijne. Skłania do refleksji zwłaszcza kogoś takiego jak ja, zmagającego sie z samotnością po rozwodzie. Ludzie minusują bo nie ma laserów i wybuchów a Sandler nie robi z siebie debila
Dzieci lat 15 i 17 nie dotrwały do 20 minuty seansu a Żona usnęła po godzinie. Ja ajo fan S.F i ogólnie zawsze oglądajacy do końca wynudziłem się jak już dawno nie miałem okazji. A nie oczekiwałem komedii , laserów , robotów itp . Właścnie spodziewałem sie takiego kina tylko o niebo lepszego.
Może dlatego że to nie jest SF tylko mistyczna opowieść dla niepoznaki podana w otoczce SF. Fani kosmicznych akcji nie znajdą tu nic dla siebie, tak samo jak nastolatkowie. Ten film trzeba oglądać sercem a nie rozumem.
Ostatnia rzecz jaka mi się kojarzy z sf, to "kosmiczna akcja". Może Tobie chodzi o odmianę sf dla najmłodszych, w postaci komiksów i czytanek bogato ilustrowanych?
Nie mnie tylko widzom powyżej raczej chodziło o taką SF. Nie dostali tego, czego oczekiwali i są rozczarowani.
Film jest zwyczajnie słaby, kuleje na wielu istotnych płaszczyznach. Usprawiedliwianie go w stylu, że nie trafił do konkretnej grupy odbiorców jest zupełnie bezzasadne.
Jest bardzo zasadne. Każdy gatunek filmowy ma swoich fanów. Ważne jest jaką kryterię oceny wybierzemy, obiektywną czy subiektywną. Ja na przykład nie lubię "Ojca chrzestnego" ale nigdy bym tego filmu nie nazwał słabym. Po prostu to nie film dla mnie, nie siedzi mi jako widzowi ale muszę docenić jego walory, dzięki którym uważany jest za arcydzieło.
Może dzieci zbyt przyzwyczajone do absorbującej rozrywki typu tik tok. Ciężko się skupić na czymś spokojniejszym i bardziej wymagającym. A do tego trzeba pomyśleć…
Temu astronaucie albo ktoś dodał grzybków halucynogennych do potraw albo komisja lekarska przeoczyła jego chorobę psychiczną. Innym ciekawym wątkiem jest to że w Czechach robią kariery głównie synowie tajnych współpracowników służb. Jak w Polsce
Dokładnie. Szczególnie takich którzy analizując swoje życie, dostrzegają błędy jakie w przeszłości popełnili. To była podróż także w swoje wspomnienia.
Wszystko okay, sęk w tym, że o takich rzeczach można opowiedzieć z większym talentem.
Egzaltowanych? Jest wprost przeciwnie, bohaterowie są wycofani, wyciszeni, uczucia schowali głęboko w sobie. Egzaltowane to są hity od Marvela, gdzie każdy bohater mówi na głos co właśnie robi a w tym filmie nie ma łopatologii i podawania niczego na tacy.
Umiesz czytać? Mówię o egzaltowanych widzach dających wysokie oceny temu filmowi. Właśnie takich jak ty.
jeśli widzowie utożsamiają się z bohaterami filmu to nie mogą być egzaltowani, dla takich widzów są inne filmy
Zgadzam się, bardzo dobry film. Ale SF większości kojarzy się chyba z gniotami DC i Marvela, więc tu będą się nudzić i narzekać, że nic się nie dzieje i niczego nie rozumieją.
Marvela i innych takich nie oglądam, a uważam ten film za nudny gniot. I co ty na to?
Jeśli nie wiadomo, od czego zacząć, zacznijmy od początku...
A, jak Adam Sandler. Po tym, co pokazał w Uncut Gems, a potwierdził tu, to bezsprzeczny fakt, że jest topowym aktorem. OK, ma swoje ograniczenia (a kto ich nie ma?). A tu, chociaż pomagał mu pająk, zagrał większość filmu solo i był kosmicznie wciągający. Zatem mamy TO! Kolejną genialną rolę Sandlera.
B pomijam, bo zaraz potem jest C. C, jak Czechy. Szczerze? Zazdroszczę, że to nie o polskim kosmonaucie. Na pocieszenie, my swojego w kosmosie naprawdę mieliśmy, więc może właśnie dlatego Czesi napisali powieść, którą tak fajnie zekranizowano? Nie oszukujmy się, ale polityczno-historyczne rozterki głównego bohatera/jego ojca są nam więcej niż bliskie.
D, E, F, G, H, I, J, K... K jak kosmos. Uwielbiam filmy w tym stylu. Solaris (Tarkowski, wiem, ale ten z Clooney'em jest blizszy mojej wyimaginowanej wizji kosmosu), Marsjanin, Grawitacja, Misja na Marsa (mniej), Kontakt (mniej), MOON (najbardziej).
L, M... Muzyka! Don't go away, Max Richter i Sparks rozbili bank.
Oglądając film, miałem chwilę zwątpienia, ale wiedziałem, że wszystko się wyjaśni. Zwątpienie nie polegało na tym, że nie wiadomo, o co chodzi. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem, na ile ten film przemówi do emocji, wyobraźni i... nadziei, jakie każdy oglądający ma w stosunku do swojego własnego życia.